Ekspresowa wysyłka zamówień

Pozytywne opinie klientów

Polski sklep

Czy Nowa Msza to anglikański obrzęd, który mason abp Bugnini przepisał z modlitewnika heretyka Cranmera?

Strona główna / Czy Nowa Msza to anglikański obrzęd, który mason abp Bugnini przepisał z modlitewnika heretyka Cranmera?
,

Publikacja e-maili Anthony’ego Fauciego i niemożność cenzurowania coraz liczniejszych głosów sprzeciwu wobec narracji głównego nurtu potwierdziły moją analizę i pozwalają mieć nadzieję na rażącą klęskę zwolenników Wielkiego Resetu.

Jak pamiętacie, w tym przemówieniu rozwodziłem się nad tym, że Sobór Watykański II był także w pewnym sensie Wielkim Resetem dla ciała kościelnego, podobnie jak inne wydarzenia historyczne zaplanowane i zaprojektowane w celu zrewolucjonizowania ciała społecznego. Również w tym przypadku usprawiedliwienia dla legitymizacji reformy liturgicznej, ekumenizmu i parlamentaryzacji władzy Świętych Pasterzy nie opierały się na dobrej wierze, ale na oszustwie i kłamstwie, w taki sposób, abyśmy uwierzyli, że  wyrzeczenie się rzeczy, które były bezsprzecznie dobre — Mszy Apostolskiej, wyjątkowości Kościoła jako środka zbawienia, niezmienności Magisterium i Władzy Hierarchii — na rzecz wyższego dobra jest zasadne.

Ale jak wiemy, nie tylko to wyższe dobro nie powstało (ani mogło się zdarzyć), ale w rzeczywistości prawdziwy zamiar soboru ujawnił się w całej jego destrukcyjnej, wywrotowej wartości: kościoły zostały opróżnione, seminaria opuszczone, klasztory opuszczone, władza zdyskredytowane i wypaczone w tyranię ze względu na niegodziwych pastorów lub uznane za nieskuteczne dla dobrych. I wiemy też, że celem tego resetu, tej wyniszczającej rewolucji, były od samego początku niegodziwość i złośliwość, mimo że ubrana w szlachetne intencje, aby przekonać wiernych i duchowieństwo do posłuszeństwa.

W 2007 r. Benedykt XVI przywrócił czcigodnej liturgii trydenckiej pełne obywatelstwo, przywracając jej legitymację, której obraźliwie odmawiano jej przez pięćdziesiąt lat. W swoim Motu Proprio Summorum Pontificum zadeklarował: Dozwolone jest zatem sprawowanie Ofiary Mszy Świętej zgodnie z typową edycją Mszału Rzymskiego, ogłoszonego przez bł. Jana XXIII w 1962 roku i nigdy nie odwołanego, jako nadzwyczajna forma Liturgii Kościoła. […] Na taką celebrację z którymkolwiek Mszałem kapłan nie potrzebuje zezwolenia Stolicy Apostolskiej ani własnego Ordynariusza. W rzeczywistości list z Motu Proprio i związane z nim dokumenty wykonawcze nigdy nie zostały w pełni zastosowane, a cœtus fidelium, który dziś celebruje w rycie apostolskim, nadal musi zwracać się do swojego biskupa z prośbą o pozwolenie, zasadniczo nadal przestrzegając dyktatu indultu poprzedniego motu proprio Jana Pawła II, Ecclesia Dei.

Słuszny zaszczyt, w jakim powinna być sprawowana liturgia tradycyjna, został złagodzony przez umieszczenie jej na równi z liturgią reformy posoborowej, przy czym pierwszą określano jako „formę nadzwyczajną”, a drugą jako „zwykłą”. forma”, tak jakby Oblubienica Baranka mogła mieć dwa głosy — jeden w pełni katolicki, a drugi dwuznacznie ekumeniczny — którymi przemawia w jednej chwili do Majestatu Bożego, a w następnej do zgromadzenia wiernych. Ale nie ma też wątpliwości, że liberalizacja Mszy Trydenckiej zrobiła wiele dobrego, ożywiając duchowość milionów ludzi i przybliżając do wiary wiele dusz, które w bezpłodności zreformowanego rytu również nie znalazły żadnej zachęty do nawrócenie, a nawet mniej dla duchowego wzrostu. W ubiegłym roku, pokazując typowe zachowanie Innowatorów, Stolica Apostolska rozesłała do diecezji świata ankietę, w której poproszono ich o przekazanie informacji na temat realizacji Motu Proprio Benedykta XVI. Sposób, w jaki pytania zostały napisane, po raz kolejny zdradzał drugi cel, a odpowiedzi, które zostały wysłane do Rzymu, miały stworzyć podstawę pozornej legitymacji do nałożenia ograniczeń na motu proprio, jeśli nie jego całkowitego uchylenia. Z pewnością, gdyby autor Summorum Pontificum nadal zasiadał na tronie, ta ankieta pozwoliłaby Papieżowi aby przypomnieć Biskupom, że żaden kapłan nie musi prosić o pozwolenie na odprawianie Mszy w starożytnym rycie, ani też kapłan nie może być za to usunięty z posługi. Ale prawdziwa intencja tych, którzy chcieli zasięgnąć rady ordynariuszy, zdaje się tkwić nie tyle w salus animarum, ile w teologicznej nienawiści do obrzędu, który z nieugiętą wiarą wyraża niezmienną wiarę Kościoła Świętego i który z tego powodu jest obcy eklezjologii soborowej, do jej liturgii i do doktryny, którą zakłada i przekazuje.

Nie ma nic bardziej przeciwnego tak zwanemu magisterium Soboru Watykańskiego II niż liturgia trydencka: każda modlitwa, każda perykopa — jak powiedzieliby liturgiści — stanowi afront dla delikatnych uszu Innowatorów, każda ceremonia jest obrazą dla ich oczu. Samo tolerowanie, że są katolicy, którzy chcą pić ze świętych źródeł tego rytu, brzmi dla nich jak porażka, którą można znieść tylko wtedy, gdy ogranicza się do małych grup nostalgicznych starszych ludzi lub ekscentrycznych estetów. Ale jeśli „niezwykła forma” — czyli w zwykłym tego słowa znaczeniu — staje się normą dla tysięcy rodzin, młodych ludzi i zwykłych ludzi, którzy świadomie ją wybierają, to staje się kamieniem skandalu i należy się jej bezwzględnie przeciwstawiać. , ograniczone i zniesione, ponieważ nie może być przeciwstawienia się zreformowanej liturgii, nie może być żadnej alternatywy dla nędzy soborowych obrzędów – tak jak nie może być głosu sprzeciwu lub argumentowanego sprzeciwu wobec narracji głównego nurtu, tak jak skuteczne leczenie nie może zostać przyjęte w obliczu skutków ubocznych eksperymentalnej szczepionki, ponieważ wykazywałyby ona bezużyteczność tej ostatniej. Nie możemy się też dziwić: ci, którzy nie pochodzą od Boga, nie tolerują wszystkiego, co choćby w niewielkim stopniu przypomina epokę, w której Kościołem katolickim rządzili katoliccy pastorzy, a nie pastorzy niewierni, którzy nadużywają swojego autorytetu; epoce, w której wiara była głoszona w swej integralności narodom i nie fałszowana, aby zadowolić świat; epoka, w której ci, którzy łaknęli i spragnieni Prawdy, byli odżywiani i odświeżani liturgią, która była ziemska w formie, ale boska w treści. A jeśli wszystko to, co do wczoraj było święte i dobre, zostało teraz potępione i obrócone w pogardę, to pozostawienie jakiegokolwiek śladu po tym jest niedopuszczalne i stanowi nieznośny afront. Ponieważ Msza Trydencka dotyka akordów duszy, do których ryt „montiński” nawet nie zaczyna się zbliżać. Oczywiście ci, którzy manewrują za kulisami w Watykanie, aby wyeliminować Mszę katolicką, widzą w Motu Proprio dziesięciolecia pracy skompromitowane, widzą zagrożenie przeciwko posiadaniu tak wielu dusz, które dziś trzymają w niewoli, i ich tyrańskiej władzy nad ciałem kościelnym.

Ci sami księża i biskupi, którzy, tak jak ja, na nowo odkryli ten bezcenny skarb wiary i duchowości – lub którego dzięki łasce Bożej nigdy nie porzucili pomimo okrutnych prześladowań posoborowych – nie są skłonni się go wyrzec, znaleźli w nim duszę swojego Kapłaństwa i pokarm swojego nadprzyrodzonego życia. I niepokojące, a także skandaliczne jest to, że w obliczu dobra, jakie Msza Trydencka przynosi Kościołowi, są tacy, którzy chcą ją zakazać lub ograniczyć jej celebrację z fałszywych powodów. Jeśli jednak postawimy się w sytuacji Innowatorów, zrozumiemy, jak doskonale jest to zgodne z ich zniekształconą wizją Kościoła, który dla nich nie jest doskonałym społeczeństwem ustanowionym przez Boga dla zbawienia dusz, ale społeczeństwem ludzkim, w którym autorytet, który jest zepsuty i służalczy wobec elity, którą faworyzuje, kieruje potrzebami mas na niejasną duchowość, zaprzeczając celowi, dla którego chciał tego nasz Pan, i w którym dobrzy pastorzy są zmuszeni do bezczynności przez biurokratyczne kajdany, którym tylko oni są posłuszni. Ten impas, ten prawny ślepy zaułek oznacza, że ​​nadużycie władzy może być narzucone podmiotom właśnie dlatego, że rozpoznają w nim głos Chrystusa, nawet w obliczu dowodów na wewnętrzną niegodziwość zakonów, które są podane, motywacje, które je determinują, oraz osoby, które je stosują.

Z drugiej strony, nawet w sferze cywilnej, podczas pandemii, wielu ludzi przestrzegało absurdalnych i szkodliwych zasad, ponieważ narzucali im je lekarze, wirusolodzy i politycy, którym należało dbać o zdrowie i dobro obywateli; a wielu nie chciało uwierzyć, nawet w obliczu dowodów zbrodniczego planu, że mogą bezpośrednio doprowadzić do śmierci lub choroby milionów ludzi. To jest to, co psychologowie społeczni nazywają dysonansem poznawczym, który skłania jednostki do szukania schronienia w wygodnej niszy irracjonalności, zamiast rozpoznać, że są ofiarami kolosalnego oszustwa i dlatego muszą reagować mężnie. Nie zadawajmy więc sobie pytania, dlaczego — w obliczu związanego ze starożytną liturgią, rozkwitu powołań prawie wyłącznie w kontekście motu proprio, jest wzrost przyjmowania sakramentów i spójności życia chrześcijańskiego wśród tych, którzy go wyznają — istnieje pragnienie niegodziwego deptania niezbywalnego prawa i Mszy Apostolskiej.

Zadajmy sobie raczej pytanie, dlaczego notoryczni heretycy i rozpustnicy bez moralności mieliby tolerować błędy i godny ubolewania sposób życia kwestionowany przez mniejszość wiernych i duchownych bez protektorów, kiedy mają moc, aby temu zapobiec. W tym miejscu dobrze rozumiemy, że ta niechęć nie może nie być wyraźna właśnie poprzez położenie kresu motu proprio, nadużywanie uzurpowanej i wypaczonej władzy. Nawet w czasach protestanckiej pseudoreformacji tolerancja dla pewnych zwyczajów liturgicznych zakorzenionych w ludziach była krótkotrwała, ponieważ te nabożeństwa do Marii Panny, te hymny po łacinie, te dzwony bijące na podniesieniu, koniecznie musiały zniknąć, ponieważ wyrażały Wiarę, której zwolennicy Lutra zaprzeczali. Absurdem byłoby mieć nadzieję, że może istnieć pokojowe współistnienie Novus i Vetus Ordo, a także katolickiej Mszy i luterańskiej Wieczerzy Pańskiej, biorąc pod uwagę niezgodność ontologiczną między nimi.

Przy bliższym przyjrzeniu się porażka Vetus, na którą liczyli zwolennicy Novus, jest zgodna z ich zasadami, tak jak należy liczyć na porażkę Novus przez Vetus. Mylą się zatem ci, którzy wierzą, że możliwe jest łączenie dwóch przeciwstawnych form kultu katolickiego w imię wielości wyrazów liturgicznych, co jest córką mentalności soborowej , córką hermeneutyki ciągłości.

Modus operandi Innowatorów pojawia się ponownie w tej operacji przeciwko Motu Proprio: najpierw niektórzy z najbardziej fanatycznych przeciwników tradycyjnej liturgii wzywają do unieważnienia Summorum Pontificum jako prowokacji, nazywając starożytną Mszę „podzielną”. Następnie Kongregacja Nauki Wiary prosi ordynariuszy o wypełnienie kwestionariusza, na który odpowiedzi są praktycznie gotowe (kariera biskupa zależy od tego, w jaki sposób idzie, od tego, co przekazuje Stolicy Apostolskiej, ponieważ treść jego odpowiedzi  zostanie również podana do wiadomości Kongregacji Biskupów). Następnie z nonszalancką miną, podczas spotkania za zamkniętymi drzwiami z członkami Episkopatu Włoch, Bergoglio mówi, że niepokoi go kleryk „który wydaje się dobry, ale jest sztywny” oraz szerzenie tradycyjnej liturgii, zawsze powtarzając, że soborowa reforma liturgiczna jest nieodwracalna. Co więcej, mianuje zaciekłego wroga Vetus Ordo na prefekta kultu Bożego, który będzie sprzymierzeńcem w stosowaniu wszelkich przyszłych ograniczeń. Na koniec dowiadujemy się, że kardynałowie Parolin i Ouellet są jednymi z pierwszych, którzy pragną zmniejszenia motu proprio. To oczywiście skłania „konserwatywnych” prałatów do przyjścia w obronie obecnego systemu współistnienia dwóch form, zwyczajnej i nadzwyczajnej, dając Franciszkowi możliwość pokazania, że ​​jest roztropnym moderatorem dwóch przeciwstawnych nurtów, zmierzając w kierunku „ tylko” ograniczenie Summorum Pontificum, a nie jego całkowite zniesienie: do czego — jak wiemy — dążył dokładnie od początku swojej operacji.

Niezależnie od końcowego wyniku, deus ex machina tej przewidywalnej sztuki, Bergoglio, który jest nawet gotów przypisywać sobie zasługę za gest pobłażliwego pobłażania konserwatystom, a także zrzucenie odpowiedzialności za restrykcyjną aplikację na nowego prefekta , arcybiskupa Arthura Roche. Tak więc w przypadku chóralnego protestu wiernych i niezachwianej reakcji prefekta lub innych prałatów, Bergoglio znów będzie cieszył się starciem postępowców z tradycjonalistami, ponieważ będzie miał wtedy doskonałe argumenty, aby potwierdzić, że współistnienie tych dwóch formy rytu rzymskiego powoduje podziały w Kościele i dlatego rozsądniej jest powrócić do pax montiniana, czyli całkowitego zakazu Mszy wszechczasów. Wzywam moich braci w biskupstwie, księży i ​​świeckich do usilnej obrony ich prawa do liturgii katolickiej, uroczyście usankcjonowanej bullą Quo primum.

Kwestia motu proprio nie podlega bynajmniej negocjacjom, ponieważ potwierdza zasadność rytu, który nigdy nie został odwołany ani nie może być odwołany. Ponadto, oprócz pewnych szkód, które przy wietrzeniu tych nowości, dodaje się również nieprzyzwoite grubiaństwo okazywane żyjącemu Benedyktowi XVI przez Papieża Franciszka, władza, jaką Biskup Rzymski sprawuje nad Kościołem, jest zastępcza, władza, którą posiada, pochodzi od Naszego Pana Jezusa Chrystusa, Jedynej Głowy Mistycznego Ciała. Nadużywanie autorytetu apostolskiego i mocy Świętych Kluczy w celu przeciwnym do tego, dla którego zostały ustanowione przez Pana, stanowi niesłychaną obrazę Majestatu Bożego, hańbę dla Kościoła i grzech, za który On musi odpowiedzieć temu, którego jest wikariuszem. A kto odrzuca tytuł Wikariusza Chrystusowego, wie, że przez to traci również prawowitość jego autorytetu.

Niedopuszczalne jest, aby najwyższa władza Kościoła pozwoliła sobie na anulowanie, w niepokojącej operacji anulowania kultury w kluczu religijnym, dziedzictwa, które otrzymała od swoich Ojców; nie wolno też uważać za znajdujących się poza Kościołem tych, którzy nie są gotowi zaakceptować Mszy i Sakramentów sprawowanych w formie, która ukształtowała prawie dwa tysiące lat świętych. Kościół nie jest agencją, w której biuro marketingu decyduje się na wykreślanie starych produktów z katalogu i proponowanie w ich miejsce nowych zgodnie z życzeniami klientów. Narzucenie przemocą rewolucji liturgicznej księżom i wiernym w imię posłuszeństwa wobec Soboru, odebranie im samej duszy chrześcijańskiego życia i zastąpienie jej obrzędem, który mason Bugnini przepisał z Modlitewnika Powszechnego Cranmera, było bolesne. To nadużycie, częściowo uzdrowione przez Benedykta XVI Motu Proprio, nie może być teraz powtórzone w żaden sposób wobec elementów, które w dużej mierze opowiadają się za liberalizacją starożytnej liturgii. Gdyby naprawdę chciało się pomóc ludowi Bożemu w tym kryzysie, należałoby znieść zreformowaną liturgię, która w ciągu pięćdziesięciu lat wyrządziła więcej szkód niż kalwinizm.

Nie wiemy, czy budzące obawy ograniczenia, które Stolica Apostolska zamierza wprowadzić do motu proprio, dotkną księży diecezjalnych, czy też dotkną również Instytuty, których członkowie odprawiają wyłącznie starożytny ryt. Obawiam się jednak, jak już miałem okazję powiedzieć w przeszłości, że to właśnie na tych ostatnich rozpęta się niszcząca akcja Innowatorów, którzy być może mogą tolerować ceremonialne aspekty liturgii trydenckiej, ale absolutnie nie akceptuj przylgnięcia do struktury doktrynalnej i eklezjologicznej, którą implikują, co ostro kontrastuje z soborowymi odchyleniami, które Innowatorzy chcą narzucić bez wyjątku. Dlatego należy się obawiać, że instytuty te zostaną poproszone o poddanie się liturgii soborowej w jakiejś formie, na przykład poprzez wprowadzenie obowiązkowej celebracji Novus Ordo przynajmniej od czasu do czasu, jak to już muszą robić księża diecezjalni. W ten sposób każdy, kto posługuje się Motu Proprio, będzie zmuszony nie tylko do dorozumianej akceptacji zreformowanej liturgii, ale także do publicznej akceptacji nowego rytu i jego zasad doktrynalnych. A kto celebruje te dwie formy obrzędu, zostanie ipso facto zdyskredytowany przede wszystkim przez swoją konsekwencję, traktując wybory liturgiczne jako czysto estetyczne — powiedziałbym prawie choreograficzne — w rzeczywistości pozbawiające go jakiejkolwiek krytycznej oceny Mszy Montiniego.

Jest to złośliwa i przebiegła operacja, w której władza, która nadużywa swojej władzy, delegitymizuje tych, którzy się jej sprzeciwiają, z jednej strony przyznając starożytny ryt, ale z drugiej strony czyniąc z tego kwestię czysto estetyczną i nakazując podstępny birytualizm i jeszcze bardziej podstępne trzymanie się dwóch przeciwstawnych podejść doktrynalnych. Ale jak można prosić księdza o odprawienie czcigodnego i świętego obrzędu, w którym w jednej chwili odnajduje on doskonałą spójność między doktryną, ceremonią i życiem, a w następnej sfałszowany obrzęd, który mruga do heretyków i pogardliwie milczy o tym, co się tam dzieje.

Módlmy się zatem: módlmy się, aby Majestat Boży, któremu oddajemy doskonały kult odprawiając czcigodny starożytny obrządek, raczył oświecić Świętych Pasterzy, aby zaniechali swego celu i rzeczywiście promowali Mszę Trydencką dla dobra Kościoła św. i na chwałę Trójcy Przenajświętszej. Wzywajmy Świętych Patronów Mszy św. – św. Grzegorza Wielkiego, św. Piusa V i św. nam, abyśmy wiernie ją zachowali. Niech ich wstawiennictwo przed tronem Boga błaga o zachowanie Mszy wszech czasów, dzięki której jesteśmy uświęceni, umocnieni w cnotach i zdolni odeprzeć ataki Złego. A jeśli kiedykolwiek grzechy ludzi Kościoła zasłużą dla nas na karę tak surową, jak ta przepowiedziana przez Daniela, przygotujmy się na zstąpienie do katakumb, ofiarując tę próbę za nawrócenie pasterzy.

+ Arcybiskup Carlo Maria Viganò 9 czerwca 2021

Źródł- https://www.lifesitenews.com/opinion/abp-viganos-considerations-on-the-feared-modification-of-summorum-pontificum/

[/et_pb_text][/et_pb_column][/et_pb_row][/et_pb_section]

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *